Pierwszy spływ Wdą sezonu 2011 za pasem. Pokonaliśmy ponad 100 km rzeki  Wdy w sześć dni spędzonych na wodzie. Każdy, kto miał do czynienia ze spływami bądź innymi wyjazdami grupowymi wie, że początkowa niepewność związana z poznawaniem nowych ludzi oraz znalezieniem się w nowej sytuacji potrzebuje czasu aby w pełni przemienić się we wzajemne  zaufanie i czerpanie frajdy z doznań jakie oferuje wycieczka. Tak samo było u nas. Począwszy od pierwszego dnia słychać było głosy narzekania, lamenty i plany powrotu do domu, które jednak nazajutrz zmieniały się w zdania pełne optymizmu typu: „Wczorajsze jezioro było udręką, ale dzisiaj na rzece płynie się wspaniale”, czy „Bolało mnie to i tamto i byłam zmęczona, ale teraz,  kiedy płynę z inną osobą dużo prościej upływają kolejne kilometry”. Ostatecznie nikt z grupy nie zrezygnował, udało nam się stworzyć atmosferę wzajemnej pomocy (dbanie o rzeczy wspólne przede wszystkim, następnie swoje a jeżeli mamy siły to pomagamy także innym). Chłopcy rwali się do pomocy przy znoszeniu drewna na opał i chętnie zajmowali się nadzorowaniem ognia. Specjalnością dziewczyn było przygotowywanie posiłków i uzupełnianie zapasów. Chwile wolne spędzaliśmy na wspólnych zabawach: grze w siatkówkę, kąpielach, wieczorach przy ognisku z gitarą i śpiewnikiem w ręku.Myślę, że atmosferę naszego spływu Wdą można opisać jednym cytatem: „Proszę Pana, a za rok też razem pojedziemy na spływ?”

Gorące pozdrowienia dla wszystkich podopiecznych 😉

 

Marcin