Zadanie nie było proste – trzeba było z niczego zrobić „coś”. Czasami zdarza się, że w lodówce poza „światełkiem” niewiele można znaleźć, a przychodzą znajomi i chcielibyśmy ich czymś ugościć. Tak właśnie było tym razem. Znaleźliśmy trochę kiełbasy, szczypiorek z cebulką i  kilka gałązek zielonej pietruszki, a zaglądając głęboko do szafek; paczkę nie przeterminowanego makaronu i mały przecier. Zabraliśmy się wspólnie do pracy. Kroiliśmy, smażyliśmy, mieszaliśmy. Efekt przerósł nasze oczekiwania, a zapach zwabił do nas dodatkowych gości. Przekonaliśmy się, że nie można się poddawać.