Wczoraj, Ciocia Agnes (nasza wolontariuszka), zaproponowała nam nieszablonową lekcję języka węgierskiego. Najpierw, abyśmy potrafili dobrze wypowiedzieć napisane słowa, odkryła nam tajemnicę fonetyki – to znaczy jak się wymawia niektóre ich znaki …, a to nie takie proste. Niektórych znaków w naszym języku nie ma, a wymawia sie je dziwnie … Dużo w języku węgierskim dźwięków szyszyszy w różnej formie :). Gdy już nam trochę udało się opanować wymawianie to zaczęła się prawdziwa szkoła… Na chwilę przenieśliśmy się na Węgry i każdy z nas musiał odnaleźć się w codziennych sytuacjach. Ciocia przygotowała nam różne scenki gdzie odgrywała rodowitą Węgierkę – a raczej nie odgrywała bo przecież nią jest 🙂 – , a my staraliśmy się zrobić zakupy czy zapytać o drogę, lub po prostu zaprzyjaźnić się. Oj …nie było to wcale łatwe, ale śmiechu przy tym było co nie miara. Jestem ciekawa co udało nam się zapamiętać :).

szia 🙂

-Kasztany-