Rozpoczęliśmy tak jak wszyscy – spod Hospicjum w Sopocie. Słoneczny poranek i powitanie nowych uczestników. Kadra stała i sprawdzona: Diakon Łukasz, ciocia Ela – warszawianka i ciotka Betti. Młodzież sympatyczna aczkolwiek nieznajoma i tajemnicza – wszyscy po raz pierwszy na spływie. Jeszcze ostatnie formalności i w trasę…

Pierwszy dzień upłynął na zabawie na kąpielisku we Wdzydzach Kiszewskich. Wieczorem wybraliśmy się na wielkie wody jeziora, aby poczuć kajakowego bluesa. Większość płynęła w linii prostej wyznaczonym szlakiem, lecz niektórzy preferowali urozmaiconą formę wycieczki t.z.w. stylem zygzakowym;) Niedzielny poranek rozpoczęliśmy mszą święta w zabytkowym kościółku w muzeum etnograficznym we Wdzydzach Kiszewskich. W południe rozpoczęliśmy właściwą podróż i wyprawę po przygodę.

Każdego dnia towarzyszyła nam piękna pogoda, świetne humory i nieskończona chęć na zabawy. Poczynając od nieśmiertelnego kartofla w przerwach na drugie śniadanie, świnkach, kilera w kości, czołgi, mafię i słoneczko przy ognisku a kończąc na nocnych podchodach i dochowaniach. Kuchnia urozmaicona, każdy miał szanse wykazać się swym kunsztem kulinarnym, czasami odgrzewając cuda z puszek, innym razem realizując fantazje kulinarne ciotki Betti 😉 Wujek Łukasz zadbał o sferę duchową towarzystwa a Ela o naszą kondycję akrobatyczną, ucząc nas chodzenia po slackline, taśmie rozciągniętej pomiędzy dwoma drzewami – istny cyrk.

Ten wyjazd spływowy to dziewięć dni wspaniałej zabawy w doborowym towarzystwie, na tle malowniczej scenerii w promieniach pięknego słońca. Wszyscy wrócili z cudną opalenizną, uśmiechem i śpiewem na ustach.

Za te wakacje Wszystkim serdecznie dziękuję i do zobaczenia za rok – oby na czymś szybszym 😉

Podpisał: Kierownik zamieszania.