W ,,Gościńcu” znajdującym się przy sopockiej Centrali Caritas, gościmy rodzinę pana Michała, który do Polski przyjechał 6 lat temu. Mama Valentina i tata Michał są lekarzami, siostra Irina jest adwokatem. Jechali do nas cztery dni, chociaż trasa nie była aż tak daleka z Irpienia do Budomierza, a stamtąd do Sopotu….

Siedzimy przy kuchennym stole. Panuje spokój, pozornie od tak zwyczajna rozmowa i te kolorowe kwiaty na obrusie, i ta szklanka wody na stole, tylko oczy mamy smutne, tylko policzki taty co chwila czerwone z emocji, tylko ta bezsilność na twarzy Iriny…

O wojnie dowiedzieli się rano, gdy Irina wróciła po godzinie z pracy, przestraszona ilością samolotów i słyszanych wybuchów.

Przez dwa kolejne dni, udał im się zachować ,,normalność”. Trzeciego dnia stracili pracę, bo Rosjanie zajęli szpital. Czwartek dnia dostęp do wody, światła i ogrzewania. Kolejne 13 dni spędzili w piwnicy.

Pan Michał wspomina: nie było źle fizycznie, tylko psychika nie dawała rady. Żona nie spała 13 nocy. Nasz sąsiad uciekł. Zostawił dwa psy, w zamkniętym kojcu, bez jedzenia i wody. Jak było cicho, to chodziłem je karmić. W piwnicy naszego domu było jeszcze kilku sąsiadów. My mieliśmy agregat prądotwórczy i prowizoryczną łazienkę. Na dzień kobiet otworzyliśmy szampana. Jeden z naszych mieszkańców, miał informację o ewakuacji, nie powiedział nam, Zniknął i zabrał samochód. Podjęliśmy decyzje o wyjeździe, by pozwolić naszym wojskom pracować. Będzie im łatwiej, bez cywilów, których chcą chronić. Dla Rosjan nie było jeńców, oni zabijali bez dyskusji”.

Biła od nich pewność, że Ukraina wygra, że to się skończy i wrócą do domu. Ich kraj to nie mury, nie spalone domy i zniszczone drogi – ,,Niszczcie sobie, Nas nie zniszczycie. Tak jak Was Polaków, nie udało się złamać – ciągła myśl: dlaczego? Przecież to niewyobrażalne by w XXI wieku, człowiek strzelał do człowieka – mówi Pani Valentina.

Nawiązujemy do sytuacji w Polsce, do liczny uchodźców i sytuacji ekonomicznej. Wszystkim nam kazano opuścić strefę ,,komfortu”, w czasach konsumpcjonizmu Polacy zaczynają narzekać, a Ukraińcy marudzić. Nasuwa nam się pytanie puenta: Jakie to ma znaczenie, gdy kilkadziesiąt kilometrów dalej umiera czyjś mąż, ojciec – czyjś cały świat, przez chorą wizję jednego człowieka