Nie ma piękniejszego miejsca na wakacyjny wypoczynek, niż dzicz bieszczadzkich lasów, spokój tamtejszych wiosek i specyficzny, niskogórski klimat. Tak, Bieszczady! O tym, że Bieszczady, to wręcz wymarzone miejsce na wakacyjny wypoczynek nie trzeba długo przekonywać. Wie o tym dobrze Marcin Bednarz, długoletni pracownik Gdańskiej Caritas i organizator wyjazdu letniego dla dzieci, który odbył się właśnie w Bieszczadach między 28 czerwca a 8 lipca.

Nasza bieszczadzka przygoda rozpoczęła się na gdyńskim dworcu PKP, gdzie wychowawcy poznali swoich podopiecznych, by przez 20 godzin podróży jeszcze lepiej się poznawać… Męcząca podróż zakończyła się, wbrew pozorom, bardzo szybko i oto na dworcu w Zagórzu (już dalej koleją dojechać się nie da) całą, liczącą 73 dzieci gromadę podzielono na trzy podobozy. Każda z grup, wraz z wychowawcami, udała się na pierwsze miejsce wypoczynku %u2013 odpowiednio do Lutowisk, Bóbrki nad Zalewem Solińskim oraz do Ustrzyk Górnych.

Każdy dzień zapowiadał całą masę atrakcji. Zależnie od miejsca przebywania, na dzieci czekały szlaki turystyki górskiej (Tarnica %u2013 1346 m n.p.m., Połoniny Caryńska i Wetlińska, Bukowe Berdo i inne). Nie zabrakło też zabaw sportowych, turniejów, podchodów, ognisk, gier i zabaw. Ogromną atrakcją dla naszych podopiecznych było zwiedzanie starówki w Przemyślu, zamku w Krasiczynie, Arboretum w Bolestraszycach, czy Centrum Ekumenicznego Caritas w Myczkowcach. Prawdziwie udany pobyt w Bieszczadach, to nie tylko wędrówki w górach, ale także poznawanie miejscowej kultury i folkloru, dzieci wraz ze swoimi Ciociami (Mają Suryn, Anią Kowalską, Martą Nieradko, Natalią Buchwald, Kasią Grześkowiak, Kaliną Gajek i niezastąpioną Gosią Kamińską) oraz wujkami – klerykami GSD (Jakubem Zinką, Marcinem Skoczkiem i rozśpiewanym Mariuszem Rompą) uczestniczyły w gminnym festynie w Orelcu, regionalnym festynie Bibułkalia oraz Targach Konnych w Lutowiskach. Przy tej ostatniej okazji nasi podopieczni mieli także możliwość spróbowania swoich sił w jeździe konnej.

Dzieci bardzo szybko zintegrowały się ze sobą, zawiązały się między nimi więzy przyjaźni. Do Gdańska dzieci przywiozły także szczerą sympatię do swoich opiekunów. Glut, Kura, a może Lola? Tak, bardzo szybko dzieciaki wymyśliły sobie pseudonimy, które w zabawny sposób oddawały pozytywne cechy naszych głównych bohaterów. Czas w Bieszczadach ma tę jedną wadę… płynie za szybko i niepostrzeżenie. I oto czas wracać! Z łezką rozrzewnienia pakowaliśmy śpiwory, zwijaliśmy przemoczone namioty, szukaliśmy skarpetek do pary ” I znów w pociągu 20 godzin, które upłynęło jeszcze szybciej, niż w poprzednią stronę. Laskowice Pomorskie, Tczew „I czas wysiadać” Gdańsk Główny, Sopot, Gdynia” Z radością towarzyszyliśmy uściskom powitania rodziców ze swoimi pociechami na peronie. Wszyscy szczęśliwie i cało powrócili do swoich domów, by dalej wypoczywać i cieszyć się wakacjami.

Herbatniki, makaron, obieraczka do ziemniaków, frytkownica, zepsuta kuchnia elektryczna, smażenie naleśników do 5 rano, stół prezydencjalny w kuchni, wanna, Baba Jaga ” Tylko nieliczni wiedzą, ile w tych pojedynczych słowach kryje się metafizycznej treści.

Jest jeszcze jedno słowo-klucz. Ale to już zupełnie dla wtajemniczonych. DESANT! Jest tylko troje „oficerów”, którzy wiedzą o co chodzi. Generał, Marszałek i Poruczniczka. Reszta, to tajemnica służbowa….

Mariusz Rompa